Maciej wrocil okolo 19 do domu, ja juz sobie popijalem wino, ogladalem TV, a On jak gdyby nigdy nic chcial ze mna porozmawiac, jak gdyby sie nic nie stalo, a ja mialbym byc w skowronkach. W kazdym razie bylem bardzo malomowny a nasza rozmowa "nie doszla do skutku". Maciek chcial zamowic dla "nas" pizze, chcial mnie zabrac do kina. I sam juz nie wiem o co mu chodzi, czego On w koncu chce. W kazdym razie wieczorem zaprosil naszego wspolego kolege, ktory przyszedl, posiedzial do 22, pogadalismy (ja oczywscie tylko z kolega) a pozniej polozylem sie spac. Zmieniajac troche watek chcialbym napisac slow kilka o tym dlaczego to Maciek uwaza "ze to ja jestem ten zly". Uwaza On ze jestem "nudny", ze nie zyje aktywnie, ze nie chce z nim chodzic na silownie, spotykac sie ze znajomymi itd. Maciej ma wielu znajomych i On generlanie wyznaje zasade - dzien spedzony w samotnosci (ew. ze mna) dniem straconym - dobrze spedzony dzien to dzien spedzony ze znajomymi (mam tu na mysli jakas kawe wieczorem itd.) Oczywiscie nie tyczy sie to tylko kilku wieczorow w tygodniu ale 7 dni w tyg. Ja z kolei jakos nie przepadam za jego znajomymi, sa ta wg. mnie osoby "dosc dziwne" i "nie warte mojego czasu" (oczywiscie w wiekszosci). Ja wychodze z zalozenia ze lepiej jest miec przyjaciol, a nie znajomych. Sam mam 3ke przyjaciol - kolege ze szkoly sredniej, z ktorym niestety tereaz mam juz maly kontakt, moja kolezanke i kolege ze studiow. To sa osoby ktore sa w stanie stanac na glowie aby mi pomoc w ciezkiej sytuacji, a "znajomych generlanie nie mam". Uwazam to za "strate czasu i pieniedzy". Oczywscie nie chce aby ktos odnosil wrazenie ze moje znajomosci musza przynosic korzysci - bo tak nie jest, ale mam nadzieje ze moj tok rozumowania jest zrozumialy. Tak wiec - Maciek mam duza liczbe znajomych i zadnych przyjaciol, ja mam kilku przyjaciol, i malo znajomych. Dlaczego tak jest? Poniewaz ja nie potrzebuje - znajomych ktorzy sa jak czegos "potrzebuja", poza tym wracajac po pracy niejednokrotnie jestem tak zmeczony ze nie mam juz sil, aby gdziekowielk isc - czy to na spotkanie ze znajomymi czy to na silownie. Fakt - jestem leniem - i wiem ze to moja wada. Ale jak juz wczesniej pisalem - proponowalem Mackowi ze ugne sie i bede z nim np. chodzil na ta silownie, ale w zamian chce aby i On sie ugial. Propozycja nie zostala przyjeta. Maciek oczywiscie "dostrzega nasza roznice charakterow" i to jest kolejny powod jego niezadowolenia z obecnej sytuacji. Maciek np. mawia ze mi na prezent to moze mi kupic mlotek i zestaw malego majsterkowicza. Fakt - lubie najwijmy to "zagadnienia techniczne" o ktorych On nie ma zielonego pojecia. A On natomiast kiedy nie spotyka sie ze znajomymi to siedzi przed TV i oglada albo FTV, albo TVN24, a mi juz czasu nie poswieci. No nic. tak to mniej wiecej wyglada. Dzis wstalem z suchota w ustach. Wykapalem sie, ubralem i do pracy. Maciek spal. I tutaj lezy kolejna kosc niezgody pomiedzy nami - kiedy ja wstaje a On spi, to nie zapalam nawet swiatala w sypialni aby go nie obudzic, staram sie zachowywac cicho, ale On i tak ma pretensje ze za glosno sie zachowuje, ze szafa trzaskam itp. Natomiat kiedy On wstaje pierwszy - to nagle zapomina o tym aby nie halasowac, trzaska szafami, zapala swiatlo i to akurat te ktore jest wprost nad lozkiem i swieci prosto w oczy. Czyli "co wolno wojewodzie to nie Tobie smrodzie"... A dzis umowilem sie na "randke" i tyle :)